Oni właściwie nie zrobili nic złego. Pomogli paru rannym wilkom z watahy która została zaatakowana przez wojsko naszego Alfy. Na dodatek pewnie zabiją też ciocię i wujka (rodziców Shanti). Chciałam zostać i walczyć o życie moich rodziców ale twierdzili że na północy znajdę o wiele lepszy los. Odeszliśmy więc spiesząc się bo prawdopodobnie zamierzają nas też zamordować. Shanti już na nas czekała. Też była zdezorientowana i zła że jej rodzice zginą za nic. Pobiegliśmy na północ w kierunku który wskazali nam rodzice, gnani smutkiem i żałobą.
Wróćmy do tego momentu. Biegliśmy tak pomiędzy drzewami aż tu nagle tuż przed moim bratem (który biegł z przodu) spadło spore drzewo.
-Niyoku!!- krzyknęłyśmy z Shantanell.
-Nic mi nie jest!- stęknął brązowy wilk i wygramolił się spod pnia- Ktoś na nas poluje!
Miał rację. Na klifie niedaleko stąd stało czterech magów natury z naszej poprzedniej watahy. Wspólnie wyrywali i rzucali w naszą stronę coraz cięższe drzewa. Normalne wilki natury tak nie robią ale moja wataha jest inna.
-Nie uciekniemy przed nimi- stwierdziłam- Musimy się ukryć!
-Trzeba było tak od razu!- krzyknęła do mnie Shanti i skupiła się. Wokół nas pojawiła się niebieska, błyszcząca mgiełka zasłaniając wszystko wokół.
-Świetnie!- rzucił sarkazmem Niyoku- Teraz się stąd nie wydostaniemy bo nie widzimy drogi!
-Nie dramatyzuj!-odgryzła się czarna wilczyca i znów skupiła na mgle. Nagle wyłonił się z niej tunel- Na co czekacie?- dorzuciła Shanti i zniknęła w nim.
Nie czekaliśmy ani chwili. Przez cały las biegliśmy przez tunel z mgły. Było to niebezpieczne bo raz po raz tuż przed naszymi nosami wyrastały pnie drzew. W końcu las się skończył a razem z nim granica watahy.
-Udało się!- zawołał do nas uradowany Niyo- Dalej nie mogą nas ścigać!
-To świetnie ale teraz skupmy się na znalezieniu tego o czym mówili nam rodzice!- odpowiedziałam.
Dokończy Shantanell lub Niyoku