piątek, 12 kwietnia 2013

Od Niyoku: Dzień dobry druga szanso!

Nasza wyprawa w poszukiwaniu "tego" co wskazali nam rodzice trwała już dobre dwa tygodnie a niczego jeszcze nie znaleźliśmy. Po drodze zatrzymywaliśmy się w różnych watahach by odpocząć i zjeść. Inne wilki były bardzo gościnne ale i tak uciekaliśmy po nocach żeby nas nie rozpoznali. Mogliby wtedy wysłać wiadomość do alfy z naszej poprzedniej watahy a wtedy opływaliby w bogactwa bo jesteśmy dość ważnymi uciekinierami. Z drugiej strony schlebia mi że jestem dużo wart ;)
Pewnie sobie pomyślicie "Przecież na świecie jest dużo wilków. To nie takie trudne wtopić się w tłum.". Niestety z pewnych przyczyn to właśnie dla nas wyjątkowo trudne bo sami w sobie jesteśmy wyjątkowi: Tamy ma na całym ciele ciemniejsze znamiona, Shanti jako jeden z niewielu wilków na świecie trenuje czystą magię a ja jestem zbyt mądry jak na swój wiek. I jak tu nas przeoczyć?!
Rodzice kazali nam wyruszyć na północ do "tego". Nie wiem co to ma być. Może to miejsce, dobra wataha a może tylko jeden mogący nam pomóc wilk. W każdym bądź razie pobiegliśmy uciekając przed pościgiem aż trafiliśmy na to jałowe pustkowie na którym teraz jesteśmy. Za godzinę zacznie świtać i miną dwa tygodnie od rozpoczęcia wędrówki.
-Jak myślicie, ile będziemy jeszcze tak iść?- spróbowała zacząć rozmowę Shanti.
-Nie masz lepszego tematu na rozmowy?!- skarciłem ją.- Mówienie o niekończącej się wędrówce podczas niekończącej się wędrówki tylko pogarsza samopoczucie!
-Możecie się uciszyć!- krzyknęła zdenerwowana Tamany. Zauważyłem że od śmierci rodziców stała się opryskliwa i nieufna. Odzywała się maksimum trzy razy dziennie i tylko do mnie i Shantanell. No w końcu byliśmy rodziną ale to nie wyjaśnia czemu tak mało rozmawia.
Spojrzałem w górę i zatrzymałem się tak nagle że idąca za mną Shanti wpadła na mnie.
-Co jest?- spytała.
-Czy ta sowa powinna tak nad nami krążyć?- odpowiedziałem pytaniem. Nad nami rzeczywiście krążyła brązowa sowa co było dziwne bo godzinę przed świtem sowy lecą do swoich gniazd aby poczekać na następny zmrok.
-Tak jakby chciała nam wskazać drogę...- domyślała się Shantanell. I wtedy mnie olśniło. Sowa skręciła na północny wschód a ja pobiegłem za nią.
-Niyoku! Co ty robisz?!-spytała gniewnie Tamy.- Idziesz nie w tę stronę!
-Choć raz mi zaufaj!- krzyknąłem. Shanti również za mną pobiegła. Tamany przez chwilkę się wachała ale w końcu zerwała się do biegu by nie stracić nas z oczu.
Minęło sporo czasu. Kiedy w końcu sowa usiadła na niskim drzewku słońce oświetlało widok przed nami. A było co oglądać. Patrzyliśmy na piękną dolinkę otoczoną górami niczym murem. Była częściowo zalesiona a gdzieniegdzie las i pola przedzielały szafirowe wody rzek i jezior.
-Łał...- powiedziała Shantanell- Wasi rodzice mówiąc lepszy los mieli na myśli tą dolinę!
-Piękne miejsce na założenie watahy...- rzuciłem w zamyśleniu.
-To jak ją nazwiemy?- rzekła dziarsko Tamy.
-Kogo?!- spytaliśmy równocześnie ja i Shanti.
-No jak to kogo? Watahę. Nie możemy dołączyć do innych bo mogą nas wydać, to załóżmy własną. W niej zaczniemy nowe życie...
-Świetny pomysł!- odpowiedziałem- Wataha Nowego Życia... Genialne!
-Skoro będziemy się nazywali Watahą Nowego Życia, to niech ta dolina będzie się nazywała doliną Drugiej Szansy. - dorzuciła Shantanell.
I tak zaczęło się nowe życie z dala od prześladowań i rozterek. Tutaj będziemy bezpieczni...